niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział Iv

     Usiedliśmy na ławce. Dość długo milczeliśmy, ja wpatrywałem się w nią a ona w niebo. Po chwili i ja na nie spojrzałem, spostrzegłem się, że chmury są szare, co, za pewne, zwiastuje deszcz. Nawet ptaki nisko latały. Wiatr przybierał na sile.
- Czuje, że będzie lać - powiedziałem.
- Chyba. To był zły pomysł, żeby teraz tu przyjść - rzekła smutna i zmartwiona. Mój lewy kącik ust podniósł się, a ręką poczochrałem jej włosy.
- Przecie z cukru nie jesteśmy - pokiwała głową cała czerwona, układając włosy.
- A tak w ogóle ile ty masz lat? - odezwałem się.
- Ja-a? Osiemnaście. - odpowiedziała mi, zawstydzona. - A ty?
- Dwadzieścia. - popatrzyła na mnie i rzekła.
- Nie wyglądasz - po czym uśmiechnęła się. Zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałem się o niej wiele rzeczy. Na nazwisko ma Hyuuga.  Chodzi do trzeciej klasy technikum, w centrum miasta. Uwielbia wanilię i jej kolor.
- A czego nienawidzisz? - spytałem.
- Powiedz mi coś o sobie - rzuciła.
- Nie ma co - uśmiechnąłem się, umilkliśmy. To za wcześnie by cokolwiek o mnie wiedziała. Zerknąłem na nią i spostrzegłem, że trzęsie się z zimna. Ściągnąłem z siebie bluzę i nałożyłem na jej ramiona. Uśmiechnęła się, podziękowała i wtuliła się w nią.
    Naszła mnie chęć na papierosa. Wyciągnąłem paczkę, spojrzałem na nią a ona na mnie - Będzie ci przeszkadzać? - kiwnęła nieśmiało głowa, że nie. Włożyłem papierosa do ust i odpaliłem.
- Nigdy nie próbowałaś? - zapytałem.
- Nie. Jakoś mnie nie ciągnie - odpowiedziała. Była dla mnie zagadką. Jak można tak zyć? Słuchać się rodziców, niczego nie próbować. Jak? Moje przemyślenia przerwała ulewa, nagle zaczęło padać grzmieć. Uciekliśmy z ławki. Hinata chciała stanąć pod drzewem, lecz pociągnąłem ją za sobą. Minęło kilka minut, a wody mieliśmy po kostki. Każdy samochód, który koło nas przejeżdżał, oblał nas jeszcze brudną wodą.
    Stanęliśmy pod jakimś budynkiem, nad nami wisiał mały daszek, więc nie padało na nas.
- To nieźle - zaśmiałem się. Ulewa zgasiła mi mojego peta, więc otworzyłem paczkę. Mogłem się tego  spodziewać, wszystkie papierosy były mokre.
- Kurwa... - wyrzuciłem je. - to się napaliłem.
- Przynajmniej nie będziesz sobie zdrowa niszczył - rzekła nieśmiało.
- Oj gdybyś wiedziała - zaśmiałem się. Po dłuższej chwili gwałtowny deszcz ustał, a myśmy mogli ruszyć dalej.
- Muszę już iść. Dziękuję, Naruto-kun - oddała nie śmiało mokrą bluzę
- Zakładaj, odprowadzę cię.
- Ale to daleko - próbowała mnie z jakiegoś powodu odciągnąć od mojego pomysłu
- Trudno. - naciskałem, aż w końcu mi uległa.
    Szliśmy długo. Powoli bolały mnie nogi. Nie wiem co mnie podkusiło, by odprowadzać dziewczynę. Nadal było jej strasznie zimno, trzęsła się. Przystanąłem. Klepnąłem się w czoło. Teraz zauważyłem, że na nogach ma... balerinki, tak to chyba dziewczyny nazywają. Takie buty, a wody po kostkach. Nie zastanawiając się nad swoim zachowaniem, stanąłem przed nią i powiedziałem.
- Wskakuj.
- Co? - nie śmiało rzekła.
- No wskakuj, wody jest pełno, na sobie masz dziwne buty, przeziębisz się jeszcze.
- Nie trzeba. - próbowała mnie wyminąć.
- Ze mną nie wygrasz. - w końcu uległa. Wskoczyła mi na plecy, a ja nie poczułem różnicy. Była bardzo lekka. Swoimi nogami oplotła mnie w tali, a rękami barki. Poprawiłem się i ruszyliśmy dalej. Było już niedaleko, ale granatowowłosa już kaszlała i kichała.
- Oho. - zaśmiałem się. Nie umiała przestać kichać.
- Przepraszam. - na chwilę przystanąłem, poprawiłem się i ponownie ruszyłem.
    Po kilku minutach byliśmy pod bramą, od jej domu. Zeszła ze mnie, nagle przewróciła się pociągając mnie za sobą. Upadłem na nią. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że jej twarz przypomina dojrzałego pomidora. Opamiętując się, zeszedłem z niej. chciałem jej pomóc, lecz sama wstała. Powiedziała szybkie ''Do zobaczenia'' i uciekła. Nie zdążyłem nic powiedzieć, a jej już nie było. Kiedy wracałem zapomniałem o swojej bluzie. Nie dość, że znów zaczęła się ulewa to cholernie było zimno, no do kurwy, wiecznie mam pecha.
    W końcu stanąłem pod drzwiami, cały zmarznięty i mokry. Otworzyłem drzwi. Wszedłem, zdjąłem mokre buty, trzasnąłem drzwiami i pobiegłem do łazienki.
    Po długiej, gorącej kąpieli wyszedłem z pod prysznica, na siebie założyłem bokserki.   Pomarańczowym ręcznikiem wytarłem włosy, tak by nie kapała z nich woda. Przejrzałem się w lustrze wychodząc. Położyłem się na swoim łózku włączając laptopa, gdy usłyszałem jak wchodzi Sasuke... z kimś. Założyłem słuchawki i zignorowałem go, lecz kruczowłosy otworzył drzwi z mojego pokoju, wyciągnął z moich uszy ów urządzenie.
- Masz gościa - powiedział. Kiedy Sasuke opuścił mój pokój zza progu zauważyłem Mitiko. Przypomniało mi się z jakiego powodu mam siniaka pod okiem. No do cholery, nie chce ponownie dostać od jej chłopaka.
     Stała uśmiechnięta do mnie. Niepewnym krokiem weszła w głąb pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Ja zamknąłem klapkę od laptopa, położyłem go obok i usiadłem.
- Cześć. Co tu robisz? - zapytałem. Kucnęła przede mną, dotykając policzka.
- Nadal boli..
- Trochę - uśmiechnąłem się do niej. Złapała mnie za ręke, co mnie zaskoczyło
- Przepraszam - powiedziała.
- Nie masz za co. - zapewniłem i uspokoiłem ją, następnie usiadła obok mnie. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, w końcu przerwałem to i sięgnąłem po paczkę fajek.
- Proszę - wychyliłem paczkę do niej, by poczęstowała się.
- Dzięki - papierosa włożyła do zgrabnych ust, podpaliłem jej i moją fajkę. Czułem, że jest coś nie tak. Była taka cicha, jak nigdy. Zapytałem:
- Coś się stało? - dla pewności. Odwróciła do mnie głowę, wypuściła dym. Wstała, podeszła do biurka i o popielniczkę zgasiła, dymiący jeszcze się papieros.
- Naruto. - ponownie kucnęła przede mną, a ja szybko wypuściłem dym. - Muszę ci...
- No mów, do kurwy - powiedziałem już z nutką ciekawości i niecierpliwości.
- Przemyślałam sobie wszystko, od naszego ostatniego spotkania... zdałam sobie sprawę, że - przerwała na chwilę, zamknęła oczy, pochyliła głowę. Delikatną, a zarazem twardą dłonią przejechała po moim kolanie, następnie położyła ją na moim policzku...
- Mitiko, co ty do cholery...
- Kocham cię - przerwała mi, a mnie zatkało - Teraz już wiem, od pierwszego spotkania cię kocham. Tłumiłam to w sobie. To z tobą chce przeżyć resztę życia, z tobą chce wyjść z tego gówna, znaleźć pracę. To z tobą, do kurwy, chce mieć dzieci, żeby chronić je przed syfem tego świata - kiedy skończyła, złapała mnie za drugi policzek i zatopiła swoje wargi w moich. Chwile tak trwaliśmy, kiedy zdałem sobie istotną rzecz. Odepchnąłem ją od siebie, zaskoczona wstała, a ja za nią.
- Słuchaj. Nie wplątuj się w to. Ja nikogo nie kocham i nie pokocham. -spojrzałem na nią.
- Nie mów tak.
- Mitiko. Nawet gdyby... to nie ciebie - lekko podniosłem głos. - jesteś dla mnie... - złapałem  ją za ramiona i co dalej.... kim dla mnie jest.
- Laską do przeruchania. - odepchnęła mnie.
- Mitiko... - rzekłem. - jesteś dla mnie przyjaciółką, siostrą. Coś w tym stylu, ale ja nigdy - pokiwałem przecząco głową - nie pokocham i nie kocham ciebie. - spojrzałem na nią. Miała łzy w oczach. Do kurwy. Podszedłem do niej, następnie przytuliłem. Brązowowłosa zaczęła płakać, wtuliła się do mnie, wbijając swoje paznokcie w moje plecy. Zacząłem głaskać ją po włosach.
- Przepraszam - szeptałem jej do ucha. Dziewczyna oderwała się ode mnie i powiedziała coś, czego nigdy się nie spodziewałem.
- Nienawidzę cię. Ale zawsze będę o ciebie zazdrosna. Nie chce cię już widzieć - i wyszła, a ja? Stałem jak wryty. Nie umiałem nic z siebie wydusić.
    Do ust włożyłem kolejnego peta i podpaliłem go. Otworzyłem okno. Spoglądałem na podwórko. Bawiły się tam dzieci - które dawno powinny być w domu, ściemniało się, była już godzina 19.30.- Jeździły na rowerach, małe dziewczynki bawiły się lalkami. inne zaś goniły koty, czy taplały się w błocie. Trochę dalej siedzieli menele, pijąc spoglądali na każdą dziewczynę, która przeszła obok nich. Jeszcze kawałek dalej kłóciła się para, którą niedawno widziałem i wtedy przypomniała mi się Mitiko. Dokładnie tak byłoby z nami. Nasze charaktery nie pasują. Tak, jest ładna, ale nic w niej nie widzę prócz ''laskę do wyruchania'' jak to nazwała. W sumie to tym dla mnie była, ale również przyjaciółką. W końcu znamy się od dzieciństwa... ale niczym więcej. Jestem w stu procentach o tym przekonany.
    Chwile potem podszedł do mnie Sasuke. Zaczął wypytywać o brązowowłosą. Opowiedziałem mu całe wydarzenie. Słuchał z niedowierzaniem.
- To grubo. - poklepał mnie po plecach - chodź na piwo z chłopakami - spojrzałem na niego, uśmiechnąłem się.
- Dzięki. Tego mi trzeba.
   
    Siedzieliśmy na ławce w parku, dokładnie tej, gdzie dzisiaj spotkałem granatowowłosą... zastanawiałem się, czemu tak często o niej myślałem. Przyciągało mnie do niej, jej waniliowy zapach, blada cera idealnie pasująca do ciemno granatowych włosach. Była inna niż wszystkie dziewczyny. A najlepsze jest to, że jej ojciec rywalizuje z moim. Kiedy powiedziała mi swoje nazwisko, skojarzyłem fakty. Zastanawiałem się czy coś łączy ją z Nejim, przecież też tak ma na nazwisko.
    Jest tak nieśmiała. Bardzo rzadko mówi coś do mnie bez jąkania się, tak nie pewnie. Jakby bała się czegoś. Często się zawstydza, co od razu widać, po czerwonych licach. Waham się przed dotknięciem jej, przytuleniem na pożegnanie, mógłbym ją zgnieść, niczym kartkę. Moje serce dziwnie reaguje na nią. Jak nigdy. Wywoływała u mnie dziwne uczucie, takie ciepłe. Za jednym dotknięciem przez moje ciało przechodzi dreszcz, nieprzyjemne a zarazem cudowne uczucie. - Do kurwy, nie wiedziałem co mi jest. Jak nie myśle jak się naćpać, o ojcu, matce to właśnie o niej. Czuje, że musze poznać ją bliżej, i jak najdłużej trzymać w tajemnicy moje życie, jednak zdaje sobie sprawę, że w końcu się dowie.
- Trzymaj - moje przemyślenia, przerwał Kiba.
- Co?
- No masz - podał mi puszkę piwa. Spojrzałem na zegarek, była godzina 20.24. Otworzyłem puszkę, a ta wydala charakterystyczny dźwięk. Zimne naczynie przyłożyłem do ust i wziąłem łyka. Nie słuchałem zbytnio o czym gadali chłopaki, ale za pewne o dupach, a mnie zwyczajnie ten temat męczył. Pragnąłem innego życia. Bez uzależnień. Z rodziną, dziewczyną, na studiach. Ale to co ja umiem ze szkoły to pisanie i czytanie, może tabliczkę mnożenia. Eh. Co to za życie. Co dwa dni ćpasz - dobrze, że już nie czuję potrzeby codziennie -  a żeby mieć kasę na nie to pożyczasz, kradniesz... Pierdolona monotonia i nic się w tym nie zmienia. Głupi zapyta ''Czemu nie pójdziesz na odwyk?''. Kurwa, trudno na niego iść jak nie masz dla kogo. ''Dla siebie? Żeby żyć normalnie? I żeby w ogóle żyć, a nie wykończyć się'' To nas, ćpunów, nie przeraża, nie rusza. Wiemy, że i tak nas śmierć spotka. - to pierdolone myślenie ćpuna ''Muszę zaspokoić swój głód''
    Jednak inaczej jest gdy masz kogoś. Idziesz dla niego, bo ci na nim zależy, kochasz go. Świetnym przykładem jest Sasuke. Spotkał dziewczynę z którą chce ułożyć przyszłość. Dla niej to zrobił. A ja.. nie mam nawet rodziny. Kiedy moja matka zginęła, wszystko się zmieniło. Jeszcze gorzej było gdy ojciec ożenił się po raz drugi. Wyparł się mnie, bo zacząłem mieć problemy, zaczęło się ćpanie i zamiast kurwa mi pomóc, wypierdolił mnie z domu.
    W moich oczach pojawiły się łzy.
    Po jakimś czasie pozwolił mi wrócić, ale mieszkanie z tą baba pod jednym dachem to piekło. Zapomniał, że jestem jego synem, odkąd ma nowa rodzinę, nie interesuje go nawet gdzie i z kim spędzam święta, Boże Narodzenie czy inne... Nienawidzę tej baby, odebrała mi wszystko.
    Bez jakiegokolwiek zastanawianiem się nad moim czynem - rzuciłem puszką piwa o drzewo.
- Stary co ci?  - spytał bodajże Neji.
- Nic. Odpierdol się. - wstałem. - Ide, cześć - pożegnałem się i skierowałem swoje kroki w stronę centrum.
- Co ci odjebało? - krzyknął Kiba.
- Stary, zostaw go... - rzekł Sasuke.
    Szedłem pustymi ulicami. Wszystkie sklepy, jakie znajdowały się w centrum miasta, były zamknięte. Otwarte były tylko, kluby nocne, spożywczaki całodobowe, gdzie nigdzie jakaś restauracja. Przystanąłem na chwilę. Rękoma przetarłem twarz. - Nie daleko jest cmentarz - pomyślałem. Skierowałem się właśnie tam. Po drodze, chciałem kupić ulubione kwiaty mojej matki, ale wszystko, każda kwiaciarnia była zamknięta.
    W końcu doszedłem do cmentarza. Zwolniłem kroku. Minąłem kilka rządów grobów. Przystanąłem na 11. Skręciłem w lewo. Stanąłem przy piątym grobie. Przeczytałem napis '' Kushina Uzumaki-Namikaze, zmarła w wieku 38 lat.'' W moich oczach pojawiły się łzy. Szybko je wytarłem o bluzę i usiadłem na nagrobku. Zeschnięte kwiaty zebrałem i wyrzuciłem. Do ręki po kolei brałem znicze. Podpaliłem w nich świeczki. Zdjąłem w końcu kaptur.
- Przepraszam, mamo. - zawsze gdy jestem tutaj coś we mnie pęka - Wiem, że spoglądasz na mnie gdzieś z góry. Wiem, że nie jesteś zadowolona jak zyję. Wiem. - dotknąłem marmurowego nagrobku - Przepraszam - rzekłem do siebie. Wstałem pomodliłem się i po prostu odszedłem.
    Kluczami otworzyłem drzwi. Paliły się światła. Buty rzuciłem w kąt i poszedłem do kuchni. Z szafki wyciągnąłem czekoladowe płatki. Wsypałem do miski i nalałem mleka. Z szuflady wyciągnąłem łyżkę. Usiadłem w salonie, obok Sasuke i zacząłem zajadać.
- Gdzie byłeś?
- U matki - odpowiedziałem z pełną buzią płatek. - Musze iść zanieść jej kwiaty.
- Pójde z tobą tylko powiedz kiedy. - poklepał mnie po plecach a ja zakrztusiłem się.
- Kurwa. Sasuke - powiedziałem poirytowany.
    Przez dwie godziny oglądaliśmy film, którego tytułu nie znałem. W końcu poszedł spać, a ja zostałem. Włączyłem konsole, włożyłem płytę mojej ulubionej strzelanki ''Call of Duty'' tylko przy niej umiałem dobrze się bawić, uspokoić i wyluzować. Kiedy się wyżywałem wszystkie moje smutki odchodziły i było tak znów.
    Po jakimś trzy godzinnym przechodzeniu kampanii w grze, poczułem się senny. Wyłączyłem ps. Ściągnąłem z siebie ubrania i położyłem się na kanapie, w salonie, otulając kocem.
   

Od Autorki: No tak. Trochę późno. Witam was tak wgl. Muszę przyznać, że ten rozdział pisałam najciężej i chyba najmniej mi się podoba :/ kiedy przyjechałam w piątek kompletnie nie miałam weny i pomysłu jak skończyć rozdział. Dosłownie o godzinie dwudziestej jakoś, wpadałam na pomysł - a to pisze o 23.44 - no trochę mi to zajęło :/ rozdział również krótki i to nawet bardzo. Jednak za tydzień nie powinno być takiego problemu, bo wiem co chce napisać w następnej notce ( w tym rozdziale miałam pomysł tylko na początek, reszta przyszła podczas pisania Xd) aż do końca :) Trochę się rozpisałam, więc już kończę. Mam nadzieje, że ten denny rozdział jakoś się wam podobał - albo i nie (piszcie to w kom.!)  - czekajcie na kolejny rozdział, który okaże się w weekend xd

                                                                      Pozdrawiam, Melanie.

PS. DZIĘKUJE WAM JUŻ ZA PONAD 3 TYS. WEJŚĆ! BARDZO MNIE TO UCIESZYŁO I OBY BYŁO JESZCZE RAZ TYLE :)





7 komentarzy:

  1. Biedny Naruto, taki samotny i zagubiony ;( Dobrze pokazujesz emocje jakie w nim się kotłują. Podoba mi się taki styl :) Mam nadzieje, że Hinata pomoże mu wyjść z nałogu, widać, że ciągnie go do niej. Oby niedługo się spotkali, Hinata musi mu oddać bluzę ^^
    Pozdrawiam, życzę weny i przyjemności z pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem tu nowy i bardzo podoba mi się twój blog. Veny Życze

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem tu nowy i bardzo podoba mi się twój blog

    OdpowiedzUsuń
  4. fajny blok i też czekam na Rozdział pozdrowienia i weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Super notka i wcale nie głupia a przeciwnie bardzo wciągająca <3 czekam na next i życzę ogrooomniej weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co tu pisać... przeczytaj jeszcze raz powyższe komentarze, a dowiesz się co myślę ^^

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest po prostu genialny... Widać jak Naruto ciągnie do Hinaty a opisy emocji i uczuć, bardzo mi się podoba.

    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń