sobota, 26 lipca 2014

Rozdział VI

    Minął tydzień. Dzień w dzień spotykałem się z Hinatą. Czułem się okropnie gdy musiałem ją okłamywać, gdzie mieszkam, czym się zajmuje... dziwne uczucie. Od pierwszego spotkania minął może miesiąc, a ja czuje jakbym znał ją zawsze...
    Podniosłem się z łóżka. Otworzyłem drzwi i poczłapałem do łazienki.
    Zastanawiałem się nad wieloma rzeczami. Jak to jest. Nie znam takiego uczucia. Kiedy patrzę jej w oczy, serce bije szybciej, mój oddech staje się szybszy. Zaczyna mnie pociągać, pragnę jej, ale nie w ten wulgarny sposób. Pragnę przy niej być. Gdy odchodzi czuje pustkę. Patrzę jak odchodzi, odwraca się i zostawia samego. Jak to się nazywa? Chce jej szczęścia, jej lęki, smutki wziąć na swoje barki. Czy to się nazywa miłość? Zakochałem się w niej?
    Nie.... Nie.... Zacząłem trząść głową. Zdaje sobie sprawę z tego, że mogę ją skrzywdzić, nie jestem dla niej odpowiedni...
     Zacisnąłem pięści i zadzwonił telefon. Nie patrząc kto to odebrałem.
- Naruto? - chciałem usłyszeć jej głos. Ale to nie ona...
- A to ty... - odpowiedziałem - Czego chcesz?
- Możesz się dzisiaj od 16.00 zaopiekować małą? Wychodzimy do kina.
- Dzwonisz do mnie tylko, kurwa po to? Nie zapytasz się jak się czuje? Co tam? Czy jakoś sobie radzę? Nienawidzę cię... - zacząłem krzyczeć.
- Uspokój się. Nic nie można o ciebie... - nie dałem mu skończyć. Rozłączyłem się. Jak tak może? Zapomnieć o matce. Zapomnieć o mnie, ale nie dziwie mu się, zabiłem w końcu własną matkę...
    Spojrzałem na zegarek, następnie rzuciłem telefonem o ścianę. Czuje jak wszystko się nawraca. Ta bezsilność. Zmęczenie życiem.
    Miałem godzinę by się zebrać i iść po Kasumi. Z wielką przyjemnością zaopiekuje się nią... Zacząłem się ubierać. Po jakichś 40 minutach byłem gotowy. Do kieszeni wziąłem fajki, telefon. Wziąłem kask i wyszedłem z domu.
    Odpaliłem motocykl i ruszyłem. O dziwo nie było korków więc dość szybko zajechałem na miejsce. Zgasiłem silnik, wziąłem kluczyki.
    Otworzyłem drzwi od płotu, następnie zapukałem. Otworzyła mi macocha a ja bez zaproszenia wszedłem.
- Może jakieś ''Dzień Dobry, mogę wejść? '' gówniarzu - uniosła się. Nie patrząc na nią odpowiedziałem.
- Jak widzisz już wszedłem. - zza rogu wyszedł mój ojciec.
- Minato może mi powiesz co ona tu robi? - zapytała z pogardą w głosie, jakbym był niczym, kimś gorszym od ścierwa.
- Jak widzę, zaopiekuję się Kasumi dopóki nie wrócimy. - odpowiedział kładąc dłoń na jej ramię, próbując uspokoić ją.
-  Co? Ma zostać z moją córką, w moim domu? Jeszcze coś ukradnie- zaczęła krzyczeć, a mnie nerwy puściły.
- Uważaj sobie, kurwa na słowa. - powoli zacząłem podchodzić do niej - Jeszcze raz nazwiesz mnie ''złodziejem'' to odważę...
- Dość! - nie dał mi skończyć.
- Pamiętaj gówniarzu, że jesteś w moim domu - przed nosem pokiwała mi palcem. - Działasz mi na nerwy!
- Vice Versa.
- Naruto przestań! - krzyknął mój ojciec.
- Nie odzywaj się. Nienawidzę cię. - powiedziałem. Dość spokojnie. - Nie rozumiem jak mogłeś to zrobić. Od tak zapomnieć o mamie. Wiem, że to moja wina, ale kurwa mać! - spuściłem głowę. Po chwili uniosłem ją. Popatrzyłem w oczy macosze i powiedziałem - Nie rozumiem jak możesz nie widzieć mamy gdy posuwasz tego babsztyla - nagle poczułem pieczenie na lewym policzku. Podniosłem wzrok, a kobieta powoli opuszczała dłoń. Coś we mnie pękło. Zagotowało się. Nie wiedząc co czynie złapałem ją za szyję. Ojciec zaczął się ze mną szarpać. Próbował odciągnąć mnie od niej, mówił coś, ale nie słyszałem. W moich uszach trwał szum. Nic innego. Poczułem jak ktoś szarpie mnie za nogawkę, bije małą pięścią. Spojrzałem na dół. Rozpłakana, przerażona dziewczynka próbowała mnie uspokoić. Krzyczała '' Naruto, Naruto, przestań, proszę. '' Swoimi małymi rączkami biła mnie po udzie... puściłem macochę. Kasumi oddaliła się ode mnie, schowała za progiem, cicho łkając. Do oczu napłynęły mi łzy... Wszystko słyszała, wszystko widziała. Podszedłem do niej. Ojciec i jego żona próbowali mnie od tego odciągnąć, ale dałem im radę. Kucnąłem przed brązowooką. Złapałem za małą rączkę, lecz ona wyszarpała ją.
- Ej. Mała. Naruto przeprasza - powiedziałem. Popatrzyła na mnie dużymi, zapłakanymi oczami. Głowę przekręciła w drugą stronę, mówiąc:
- Uderzyłeś mamę, krzyczałeś na moją mamusię... boję się ciebie.- nie umiała się uspokoić. Mocniej przytuliła swoją poduszkę.
- Nie bój się. Naruto przeprasza. Kasumi. Księżniczko - złapałem ją za pachy, wstałem i podniosłem ją. Przytuliłem ją do swego ramienia. Wtuliła się w nie.
- Nigdy więcej tego nie zrobisz..
- Nie. Nie słusznie tak postąpiłem - odpowiedziałem. Powiedziałem bym wszystko do niej tylko po to by się mnie nie bała.
- Dobrze. - pocałowała mnie w policzek. Ręką wytarłem jej  łzy. - Pokażesz mi swoje zabawki? - uśmiechnąłem się.
- O nie. Zostaw ją. Kasumi chodź do mamy - wyciągnęła ku niej dłonie.
- Chce zostać z Naruto. - powiedziała. Uśmiechnąłem się, a po chwili oby dwoje wyszli.
    Z jakąś godzinkę bawiłem się z nią. Spojrzałem za okno. Było   ciepło, jasno. Postanowiłem, że zabiorę ją na plac zabaw.
    Zgodziła się. W przedpokoju pomogłem jej się ubrać. Po czym sam założyłem bluzę i wyszedłem z nią. Złapałem ją za rękę. Rozmawialiśmy, ale ja myślami byłem gdzie indziej. Ten świat jest chory. Ja jestem chory, kocham swoją przyrodnią siostrę, a nienawidzę jej matki. Chce się zobaczyć z Hinatą, ale boję się, że w każdej chwili może się czegoś domyśleć, zostawić mnie...
    Brązowooka pociągnęła mnie za rękę.
- Tam jest plac zabaw. - wskazała palcem.
- Ale ja znam lepsze - rzekłem, wziałem ją na ręce. Skierowałem się na osiedle Hinaty. Po chwili stałem przed jej furtką. Małym domofonem zadzwoniłem, usłyszałem charakterystyczny dźwięk i wszedłem. Drzwi otworzyła Hinata. Uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniła.
- To twoje dziecko? - zaśmiała się.
- Siostra przyrodnia. - odpowiedziałem.
- A ty to kto? - zapytała Kasumi.
- Hinata - uśmiechnęła się do niej. - Ty to pewnie Kasumi. - zawstydziła się i wtuliła twarz w moje ramię.
- No właśnie. Masz czas? - zapytałem. Kiwnęła głową. Wstąpiła na chwilę do domu po czym wyszła .
    Po nie długim spacerze znaleźliśmy się na placu zabaw. Usiadłem z Hinatą na ławce, a Kasumi zaczęła się bawić.
    Rozmawialiśmy dość długo. Patrząc i pilnując małej. Zdjąłem bluzę, bo zrobiło mi się dość ciepło. Jednak zapomniałem o czymś bardzo ważnym...
    Granatowowłosa palcem przejechała po moim zgięciu ręki. Popatrzyłem na nią.
- Skąd to masz? - spojrzałem na swoja rękę. Dotykała małych śladów po strzykawkach.
- To.. blizny.
- Wiem, ale po czym? - spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Byłem chory i wiele razy podawano mi lekarstwa w strzykawkach - skłamałem, ale gdy patrzeć z innej perspektywy to sumie nie kłamałem.
- Jak byłeś mały? - zapytała. Chyba uwierzyła.. Odpowiedziałem twierdząco. Chwilę trwaliśmy w ciszy.
- Naruto. Mogę wiedzieć co stało się z twoją mama? Czemu uważasz, że ty jesteś winien? - zapytała, zaskoczyła mnie - Bo ja nic praktycznie o tobie nie wiem. - Złapała mnie za dłoń. Westchnąłem ciężko.
- No dobrze.. Miałem z nią taki czas kiedy strasznie się z nią kłóciłem. Jej nadopiekuńczość przeszkadzała mi strasznie. Któregoś dnia przyszedłem o wiele za późno. W dodatku wtedy pierwszy raz spróbowałem wódki. I było czuć. Od razu w progu zacząłem się z nią kłócić. Koniec końców wyszedłem z trzasnąłem drzwiami. Wziąłem rower i zacząłem pędzić. WIem, że siadła za mną do auta. Po dłuższej chwili jazdy usłyszałem huk, zgrzyt metalu, później jakby coś spadało na ziemię, ciężkiego. Spojrzałem za siebie. Ujrzałem przewrócony samochód, mojej matki. Pobiegłem tam. Przednia szyba była całkiem wybita, ale nie było jej tam. Zacząłem się rozglądać i zobaczyłem jak ktoś leży na jezdni. Pobiegłem i ujrzałem swoją mamę. Była zimna. Nie oddychała. W twarzy miała wbite kawałki szyby. Próbowałem ją jakoś obudzić, krzyczałem, błagałem, przepraszałem, ale nie reagowała. Leżała, we krwi, nie oddychając. Złapałem ją za rękę i rozryczałem się jak dziecko. Do końca życia nie zapomnę tego widoku, tego dźwięku. Nigdy - zacisnąłem pięści. Zamknąłem powieki. Czułem gule w moim gardle, która uniemożliwia mi rozryczeć się.
    Poczułem jak Hinata łapie mnie za dłoń, następnie swoje palce wplatuje w moje. Spojrzałem na nią. Miała łzy w oczach. Drugą ręką złapała mnie za tył głowy i pocałowała w czoła. Przyjemne ciarki przeszły po moim ciele. Chwilę tak trwaliśmy. Po chwili wstałem. Zacząłem szukać Kasumi. Rozglądałem się, ale nie widziałem jej. ..
- Kurwa. Kasumi! - nigdzie jej nie było. Nagle, jakby znikąd usłyszałem krzyk kobiety, ostre hamowanie samochodu. Spojrzałem na białooką. Szybko pobiegłem. Minąłem kilka drzew. Zobaczyłem krew. Odłamki samochodu.... pluszowego misia Kasumi. Zacząłem się rozglądać. W końcu zauważyłem leżącą nieruchomo Kasumi. Puściłem zabawkę.
- Nie. Nie. Nie. Kurwa. - krzyczałem. Uklęknąłem przy niej. - Kasumi. Kurwa. Obudź się. Do chuja! - zacząłem krzyczeć. Łzy poleciały mi z oczu. - Jak to mogło się stać? Kurwa... - dotknąłem jej policzka... nie wiem ile czasu minęło, gdy ją ujrzałem czas stanął w miejscu. Wszystkie dźwięki, rozmowy ucichły... czy zawsze muszę coś spierdolić? Czy zawsze tak musi być?
    Poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramiona. Próbuje odciągnąć. Nie dawałem się, ale w końcu opadłem z sił. Mała Kasumi przywiązali do noszy. Wokół szyi założyli kołnierz usztywniający. Zabrali ją do karetki, a ja stałem. Któryś z nich mówił coś do mnie. Nie umiałem nic zrozumieć.
- Halo... Proszę Pana, jest pan jej rodziną - usłyszałem.
- Tak, tak... - odpowiedziałem szeptem... prawie nie słyszalnie, bez życia...
- Proszę ze mną - wsiadłem do karetki. Kazali mi stać. Wykonałem ich rozkaz. Patrzyłem jak przyczepiają jej kroplówkę, reanimują. Robią wszystko by ją odzyskać. Ni stąd, ni zowąd któryś z nich krzyknął : Mamy ją! - ożyłem, spojrzałem na nią, lecz nadal się nie ruszała.
    Nie wiem ile czasu minęło, ale karetka stanęła. Kazali mi wysiąść. Wzięli nosze z Kasumi, przed nimi otworzyły drzwi. Wszedłem do środka. Ostra biel i światło poraziły moje oczy. Zasłoniłem je reką, po czym usłyszałem - Kasumi Namikaze, lat 3, krwawienie wewnętrze.
- Na salę operacyjną numer 9 - powiedział jakiś lekarz. Bez zastanowienia poszedłem za nimi. Patrzyłem na nią, zastanawiałem się jak mogłem jej nie dopilnować. Aya miała rację, wszystko czego dotknę, prędzej czy później szlag trafia.
- Musi pan tu zostać, proszę usiąść - powiedzieli mi.
- Jak to kurwa?! Chce tam wejść. - zacząłem szarpać się z jakimś gościem, był chyba lekarzem. Pielęgniarki próbowały mnie uspokoić, ale nie umiałem.
    Zacząłem chodzić w kółko, rwąc włosy z głowy. Przystanąłem na chwilę, zamknąłem oczy. Krzyknąłem i pięścią walnąłem w ścianę, nie fortunnie zdarłem sobie skórę z kostek. Poukładane krzesła zacząłem rozwalać, wziąłem jedno i rzuciłem nim o ścianę. Zacząłem w nią kopeć, znów walić pięściami z całej siły. Dłonie położyłem na ścianę z oczu popłynęła mi jedna łza. Poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Spojrzałem za siebie, stała tam Hinata.
- Jak mogło się to stać? - wtuliłem się w nią, a ona we mnie. Ściskałem ją mocno. - Jak mogłem do tego dopuścić. Jak ona nie przeżyje... - granatowowłosa uciszyła mnie.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała, ale i tak nie mogłem się uspokoić. Gdy wyrwałem się z jej uścisku zobaczyłem zapłakaną macochę. Podeszła do mnie. Chwyciła za bluzę, szarpiąc mnie. Krzyczała. W końcu drugi raz spoliczkowała mnie, zacisnąłem pięści. Popchnąłem ją. Usiadłem pod ścianą. Hinata zniknęła. Pewnie poszła w czasie kłótni. Dłonie położyłem na uszach, ojciec krzyczał na mnie. Wrzeszczał, że jak mogłem jej nie upilnować.
- Jesteś nieudacznikiem rozumiesz?! Jeżeli nie przeżyje to żyj z tym do końca swojego, pierdolonego życia! - podniosłem się. Przetarłem oczy. Spojrzałem na niego.
- Jak śmiesz?! Myślałeś że chciałem tego kurwa. To był wypadek, zniknęła mi z oczu... - powiedziałem
- Trzeba było się nią zająć, a nie tą twoją nową laską.  Pewnie znów ją wykorzystasz i porzucisz, nie wiesz co to jest życie. Nigdy nie zaznasz miłości... -  rzekł a ja podszedłem do niego.
- Nigdy tak nie mów. Wiem więcej o życiu niż ty. Mimo że jestem młodszy.
- Zejdź mi z oczu, idź się naćpać i wyruchaj tą laskę - puściły mi nerwy, po raz kolejny. Charakterystycznie strzeliłem palcami i z całych sił uderzyłem ojca w nos. Złapał się za niego. Spojrzałem przed siebie... stała tam Hinata. Podeszła do mnie.
- Wypij. - powiedziała dając mi plastikowy kubeczek.
- Co to? - zapytałem.
- Pielęgniarka kazała ci to dać. - odpowiedziała, patrząc na mnie. Po oczach widziałem, że zaczyna mnie się bać. - Wszystko będzie dobrze Naruto. Wyzdrowieje. - położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nie, nic nie będzie dobrze. Nie wiesz jak się czuje. - powiedziałem, odwracając się. Ponownie położyła rękę na barku. Mówiła, że wszystko będzie dobrze, wmawiała mi kłamstwa.  Puściłem kubeczek rozlewając zwartość go.
- Nie kłam, kurwa! - krzyknąłem. Odwracając się nie fortunnie machnąłem ręką tak, że napotkałem policzek białookiej. Spojrzała na mnie, jej źrenice rozszerzyły się. Dotknęła swojego lica. Odsunęła się ode mnie, a ja zrozumiałem co zrobiłem. Złapałem ją za dłoń, lecz wyrwała się. - Hinata... Prze-przepraszam - rzekłem a ona pokiwała przecząco głową, odwróciła się i powoli odchodziła.
- Hinata, kuźwa. Przepraszam! - krzyczałem, podbiegłem do niej. Złapałem za jej rękę.
- Zostaw mnie - burknęła, zostałem patrząc jak odchodzi. Wróciłem pod salę. Ponownie uderzyłem o ścianę. Z kieszeni wyciągnąłem paczkę papierosów i odpaliłem jednego.
- Nie pal tutaj. - powiedział ktoś. Chyba Kayumi - macocha. Nie zwracałem na to uwagi. Po prostu wziąłem kolejnego bucha z nadzieją, że cały ból, bezsilność ucieknie razem z dymem. Dawało mi to ulgę, ale nie takiej jakiej potrzebowałem. Usiadłem pod ścianą. Na głowę założyłem kaptur. Po krótkiej chwili ktoś przyszedł na korytarz pytając się:
- Kto porozwalał te krzesła? - po głosie rozpoznałem, że to była kobieta. Macocha powiedziała, że to ja. Pielęgniarka kazała mi to posprzątać. Jednak ja wstałem, rzekłem - Sama sobie posprzątaj - i zacząłem iść w stronę wyjścia. Kobieta złapała mnie za przedramię.
- Posprzątaj - powiedziała. Wyrwałem się z jej uścisku. I po prostu odszedłem.
    Stałem przed szpitalem. Zacząłem krzyczeć, jakby coś mnie opętało. Rozwaliłem kosz na śmieci i zadzwoniłem po taxi.
    Po paru minutach żółty samochód stanął na przeciwko mnie. Otworzyłem tylne drzwi, wsiadłem mówiąc ulicę na którą ma mnie zawieść. Przez szyby wpatrywałem się w oświetlone wieżowce. Co jakiś czas przechodzili nastolatkowie, najebani w trzy dupy. Nic ich nie interesowało. Mieli wtedy wszystko w dupie. Zabiło mi serce szybciej, gdy zauważyłem Hinatę. Szła płacząc. Chciałem zawołać ją, wysiąść z taxi, ale ruszyła z powrotem. Obejrzałem się za nią.
    Wysiadłem z taxi. Otworzyłem drzwi bloku numer jeden. Minąłem trzy piętra. Zacząłem pukać w drzwi. Pukałem kilka minut, ale nikt nie otwierał. W końcu sam sobie wszedłem. Kopnąłem w drzwi a one na zawołanie otworzyły się.
- Itachi, gdzie to masz? - minąłem dość długi korytarz i wszedłem do małego pomieszczenia. Otworzyłem wszystkie szafki, nie znalazłem ani kropelki heroiny. - Kurwa.. - kląłem pod nosem jak stary szewc. W końcu znalazłem amfetaminę. Wysypałem trochę na szafkę, zrobiłem równą kreskę. Po czym wciągnąłem wszystko nosem. Poczułem silne pobudzenie, szybszy oddech i wyszedłem z mieszkania.


Od Autorki: Tak, tak wiem. Zabijecie mnie. XoX Również wiem, że przez to tracę czytelników, no ale cóż ja mogę na to poradzić? Wena nie dopisywała mi strasznie, przez te dwa tygodnie nie umiałam dokończyć rozdziału... :/
    Mam nadzieję że spodobał wam się rozdział. Trochę się zaczyna dziać w życiu Naruto, i wcale nie dobrych rzeczy. Możecie się domyślić, że od początku zacznie brać. Przez co będzie miał wiele kłótni, problemów. Również Hinata zobaczyła, że Naruto jest innym człowiekiem za jakim się podawał.
    Również mam nadzieję, że szablon przypadł wam do gustu :) Trochę się nad nim męczyłam Xd
  No to na tyle. Za niedługo kolejny rozdział, a w nim więcej akcji.


                                                                                                                Pozdrawiam :)

7 komentarzy:

  1. Jej, po tym jak przeczytam ten rozdział cały czas czuję jak coś mnie za serce ściska. Biedny Naruto tyle złego go spotkało. Śmierć matki, odrzucenie ojca, a teraz jeszcze kłótnia i ten wypadek Kasumi. Tyle cierpienia zadaje sobie i innym, choć nieumyślnie, a teraz jeszcze Hinacie. Co teraz z nim będzie? Hinata mu wybaczy? Czy Kasumi wydobrzeje?
    Szablon świetny, idealnie tu pasuje. Sama robiłaś? Gratuluje zdolności. Pięknie go wykonałaś :)
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy opowiadania:)
    Pozdrawiam i życzę weny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny szablon :D Nie ma, co dobrze wykonany. Szkoda, że nie wszyscy potrafią robić takie małe cuda. Co do rozdziału to sporo się porobiło. Jak teraz zachowa się Hinata i jak z Kasumi? Tyle pytań! Czekam na kolejną część i przesyłam weny do jej napisania.

    OdpowiedzUsuń
  3. część! Twoje opo jest świetne! Strasznie kojarzy mi sie z pewnym filmikiem a najbardziej z piosenką z niego. Filmik Naru Hina pod tytułem Piękna i Bestia. Może znasz tą piosenke Kali - Piękna i Bestia. Przeczytałam całe za jednym zamachem. Naprawde super. Sama chciałam coś takiego nabazgrać ale tobie wyszło to o wiele lepiej. Mam nadzieje że będą często rozdziały! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział to istna bomba atomowa O_O spodziewałem się wiele, ale czegoś takiego nie! I ty mówisz, że nie masz weny?! Dziewczyno, im dalej czytałem, tym coraz bardziej nie dowierzałem w to co się dzieje. Istna poezja, normalnie zafundowałaś nam trzęsienie ziemi, a teraz napięcie po prostu rośnie.
    Jak ja chcę już teraz kolejny rozdział. Weny, weny, weny, weny!!!!! Pisz i nie przestawaj, bo ja tu czekam! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zrób sobie wolne na bierz weny i zapasie rozdziałów i nie wystawiaj notek jeśli ci się nie podobają... Rada i pozdro od Karex

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle wydarzyło się w życiu Naruto, w tak krótkim czasie... wypadek Kasumi, przez który czuję się winny, Hinata zaczeła poznawać go z tej bardziej nieprzyjemniejszej strony, przez co czuje się okropnie, a na koniec ojciec go znienawidział całkowicie.

    Co teraz będzie z Naruto? Zacznie całkowicie ćpać itp... czy może wreszcie spróbuje się wziąść za siebie, by nie stoczyć się całkowicie, a Itachi mu pomoże po części, a Naruto weźmie się za siebie, myśląc o Kasumi i Hinacie

    OdpowiedzUsuń